piątek, 14 grudnia 2012

Polowanie na mrozie

Planowałam napisać ten post trochę wcześniej niż o 23 z minutami, ale nie udało mi się z powodu kota. Jakiego kota? Rudego i miauczącego rozpaczliwie, wyraźnie zgubionego lub wyrzuconego, który plącze się dookoła mojej kamienicy od jakiś sześciu-siedmiu dni. Zobaczyłam go dziś wracając z wykładów z historii sztuki i spędziłam 40 minut próbując go złapać. Niestety moje próby nie przyniosły sukcesu. Kot owszem bardzo przyjazny, przybijał mi cztery razy tzw. 'górną piątkę' i gonił za zamarzniętymi kawałkami śniegu, które mu rzucałam, ale na tym koniec. Przemarzłam na kość i wróciłam do domu. Będę podejmowała jeszcze kolejne próby złapania rudego, także 'fotograficznie' (dzisiaj nie miałam przy sobie aparatu, więc zdjęcia nie zamieszczę, a zwierzak jest wyjątkowo ładny i zadbany :) )
Tymczasem dodaję dwa zdjęcia: pierwsze przedstawia podcienia, które znajdują się od zachodniej strony mojej kamienicy (to dzięki nim jako kilkulatka ze zdumieniem odkryłam, że jest coś takiego jak perspektywa), a drugie tzw. mekkę hipsterów- Plac dobrze znany już nie dzięki XX-wiecznemu kościołowi z dwiema wysmukłymi wieżami, ale za sprawą wielu wartych odwiedzenia kawiarni i owej kolorowej instalacji budzącej kontrowersje...

Z.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz